Ten kto mnie czyta od pewnego czasu wie, że moje serce jest bliskie noszeniu dzieci w chuście. Że moje serce się kraje kiedy widzę, jak rodzice nieświadomie pod wpływem mody czy trendu, noszą swoje dzieci niepoprawnie, nie mając o tym pojęcia, że do tego trzeba się przygotować. Odpowiednio przygotować i posiadać jakąś wiedzę na ten temat, aby nie szkodzić maluchowi. O tym jak nie nosić dziecka w nosidle i chuście oraz parę słów w tym temacie znajdziecie w tym wpisie - > klik.
Witajcie! Ostatnio żyje w innym świecie. Świecie powieści After. Tak, gdy już mnie jakaś książka lub jej seria wciągnie, jestem nie obecna w świecie wirtualnym. I też poniekąd realnym, bo tak właśnie zapomniałam o tym, że miałam się wstawić na bezrobocie. Poza tym dzisiaj jest dla mnie dość ważny dzień i dla mojego syna, bo dowiemy się czy dostał się do przedszkola. Jestem strasznie poddenerwowana.
"Owsiki masz w tyłku, że nie umiesz usiedzieć na miejscu? ". Napewno słyszałaś /eś to chociaż raz. Nie bez powodu, wzięło się takie powiedzenie. Otóż napisało je samo życie, albo sam problem.
Dopóki ten problem nie dotyczył mojego dziecka, nie miałam o nim pojęcia, poza tym, że to robaki, które wychodzą z kupą. Jednak jakiś rok temu, gdy opisałam objawy, który mnie niepokoiły, innej mamie, pytając czy jej syn też tak miewa, odpowiedziała mi - Aneta, to prawie pewnie, że Dawid ma owsiki...
- owsiki? Niemożliwe, bo jak? Skąd? I gdzie?
W google wpisałam tylko frazę "zgrzytanie zębami" ( młody tak na nich grał wieczorem, jakby mu się łamały), wyskoczył mi temat, złego zgryzu i owsica. Czytałam, czytałam, czytałam.
Co to są owsiki?
To pasożyty, nicienie, które zamieszkują jelita, atakują wyłącznie ludzi. Samica żyje około czterech tygodni, samiec ginie po zaplemnieniu. Rozmnażają się w dziesiątkach tysięcy, w ciągu kilku godzin. Widoczne w kale są dopiero wtedy kiedy osiągają stadium końcowe, czyli jest ich ogromna ilość. Samica wychodzi na zewnątrz po tym jak zarażony zapadnie w sen. Dlatego wywołuje to świąd i zakłuca spokojny sen.
Objawy owsicy
- Jednym szczególnym, który zwrócił moją uwagę, pomijając wiek syna, było zgrzytanie zębami. Tak silne, każdego wieczora, a nawet w dzień, że nie szło tego słuchać.
- Płacz przez sen. Budzenie się w nocy. Stękanie.
- Czerwony odbyt, podrażniony, ciągłe drapanie się w tym miejscu.!
- Brak apetytu na jedzenie
- Domaganie się słodkiego (czego moje dziecko wtedy nie robiło) owsiki żywią się słodyczami. Dlatego też mówi się dzieciom, że gdy będą jeść tyle słodyczy, będą mieć robaki w pupie.
- Podkrążone oczy.
- Spadek masy ciała.
- Osłabiony organizm, czyli słabsza odporność.
- W stadium końcowym, inaczej zaawansowanym - pasożyty w kale widoczne gołym okiem.
Źródło zarażenia - najbardziej podatne są dzieci
Powszechnie, najczęściej w przedszkolu panuje owsica. Można nią zarazić się bardzo łatwo, toteż łatwo i szybko się ją przenosi. Potocznie mówi się o niej "choroba brudnych rąk". Dzieci często biorą ręce do buzi, dotykają tych samych rzeczy, a nawet jedzą po sobie. Bawią się w tym samym pomieszczeniu. Nie myją często rąk. Dziecko, które jest nosicielem owsicy, drapiąc się po pupie, przenosi jaja na dłonie, a dokładnie dostają się pod paznokcie, stamtąd do buzi i lądują w organizmie. Przenoszą jaja na wszystko z czym mają do czynienia. Zabawki, jedzenie, pościel, ręczniki, bielizna. Jaja owsika, które opadły na pościel, ubranie, zabawki, wysychają i unoszą się w powietrzu. Osiadając np. na firankach. Dlatego pozbycie się tego problemu jest uciążliwe i niekiedy trudne.
Leczenie owsicy
Badanie kału najczęściej rozwiewa wątpliwości, ale niestety nie zawsze, owsiki są w nim wykrywane za pierwszym razem. Jeżeli jest możliwość, najlepiej udać się do specjalistycznego laboratorium w tej dziedzinie. Jednak gdy udasz się bez badań, do lekarza rodzinnego z dzieckiem czy sam ze sobą, opisując objawy, a tym samym sugerując, że to mogą być owsiki, odeślą Cię z kwitkiem. Żeby zrobić badania. Przynajmniej takie podejście ma pediatra moich dzieci, dlatego z punktu powiedziałam, że syn ma owsiki. Byłam trzecią matkom z tym problemem, w tym samym dniu. Wiedząc, że leczenie powinni przejść wszyscy w domu, nie dostałam dla nas leku. "Jeżeli nie ma ich w kale, to znaczy, że państwo ich nie mają" - padło z ust lekarza. Tak więc wróciłam do niej po kilku dniach, mówiąc, że fruwają owsiki w mojej kupie ;)
Leki dostępne są wyłącznie na receptę. Dzieci dostają lek o nazwie PYRANTELUM w zawiesinie. Dawkuje się odpowiednią ilość, według wieku i masy ciała, którą oblicza lekarz lub farmaceuta. Podanie leku powtarza się co dwa tygodnie, w trzech dawkach. Osoby dorosłe dostają ten sam lek, ale w formie tabletek, na tej samej zasadzie dawkowania. Jeżeli u dorosłego ten lek nie pomaga, zaleca się ZENTEL oraz VERMOX.
Poza lekami trzeba dbać o higienę, sumiennie! Obciąć paznokcie sobie i dziecku na krótko. Często myć ręce, szczególnie przed posiłkiem. Rano i wieczorem myłam dodatkowo Juniorowi odbyt, od razu po przebudzeniu. Wyparzyć wszystkie zabawki. Uprać wszystko to z czym dziecko miało kontakt. Prasować w wysokiej temperaturze, bieliznę, pościel itp. Wspomagająco przy leczeniu, jada się kiszoną kapustę, kiszone ogórki i czosnek.
Przynajmniej raz w roku powinno się odrobaczać dzieci, szczególnie po sezonie letnim.
Leczenie powinna przejść cała rodzina. Choć z tego co mi opowiadała mama, za jej czasów nie robiono wobec owsików tyle szumu. Moja babcia dała jej tylko leki i po sprawie. Ale ja jednak dostałam małej obsesji, przez to czego się naczytałam ;)
______________________________________________________
Podoba Ci się wpis? Poprawił humor, a może rozbawił? Zdenerwował? - niemożliwe! W każdym razie, polub wpis, podziel się z innymi jego treścią. I zalajkuj mój fanpage na fejsie! Dziękować Ci dobry człowieku :) Nigdy nie pomyślałam o tym, żeby zrobić krzywdę, mojej małej dziewczynce. A jestem dumną jej mamą, już dziewiętnaście miesięcy.
Odkąd wzięłam ją w ramiona, nie przyszło mi do głowy, że "trzeba" jej przebić uszy. Zapomniałam, że robi się takie rzeczy dziewczynkom, a tym bardziej niemowlakom. Przypomniałam sobie o tej panującej modzie, gdy zobaczyłam, że rowieśniczka mojej córki, starsza tylko o dwa tygodnie jako niemowlę wtedy, ma kolczyki! Pomyślałam sobie w duchu "na co jej metal w uszach?".
Po co przebija się uszy kilku miesięcznym dzieciom?
Myślałam swoje dalej. W głowie latały mi różne wizję. Pierwsza to ta, że gdy dzieci ząbkują, targają się za uszy. W takim przypadku łatwo o wypadek, lub ból przebitego ucha. Dziecko może je naderwać, zerwać, szarpać. Doskonale wiem, jak moja córka by na ciało obce, zareagowała w swoich uszkach. Ale też wiem, jedną bardzo ważną rzecz - do niczego jej kolczyki w uszach. Nie muszę jej wsadzić w uszy, diamenciku, by była piękną księżniczką. Kocham ją taką jaką jest. Dbam o jej zdrowie i całą resztę, dlatego uszu jej nie przebije, dopóki sama mnie świadomie o to nie poprosi. Bo nadal w głowach wielu matek, widnieje myśl, że dziewczynka musi mieć kolczyki, bo bez nich jest wybrakowana. Im jest taka dziewczynka młodsza, tym bardziej nie zdaje sobie sprawy z faktu, że klejnoty w jej uszach do niczego jej się nie przydadzą, a tylko cieszą oko rodzica, który zapomina o niebezpieczeństwie i bólu na który narażone jest dziecko.
Źródło - smyki.pl |
Nie przebijaj uszu swojej córce
Gabinety kosmetyczne powinny wyjść na przód i każdego potencjalnego rodzica czy ciocie, informować o tym, że przebijanie uszu dzieciom w wieku 0-5 lat, jest nie zdrowe, wiąże się z ryzykiem i niebezpieczeństwem.
A swoją drogą pracując po sąsiedzku czyli we fryzjerstwie wiem, że nie we wszystkich gabinetach dba się szczegółowo o higienę narzędzi, prawidłową sterylizacje i dezynfekcje. Przebijanie uszu jest ingerencją w ciało, w której powstaje rana. Przez którą może dojść do zakażenia. Brzmi strasznie, ale takie są realia. Dlatego do przebijania uszu dziecku, trzeba podejść z głową i rozsądkiem. Pomyśleć o swojej córce, nie o tym, że tak w tych kolczykach będzie jej ładnie. Bo można tylko zaszkodzić i ściągnąć na dziecko np. Alergie na nikiel, który zawarty jest w kolczykach, a niestety nie masz pewności jakie kolczyki dostaje twoje dziecko przy przebiciu uszu, chyba, że sama kupisz te ze stali chirurgicznej. Gdy organizm dziecka zareaguje na zawartość niklu, wywoła to u niego alergie. W przyszłości nie będzie mogła Twoja córka nosić biżuterii, która będzie zawierać ten metal.
I teraz podam Ci pewien przykład.
Pewna ciocia, tak bardzo chciała zastąpić mamę, że bez wiedzy rodziców zabrała dziewczynkę do kosmetyczki, aby przebić jej uszy. Dziewczynka miała kilka miesięcy. Po jakimś czasie, mama zauważyła u niej wiecznie czerwone policzki, które wywoływały świąd. Gdy dziewczynka miała kilka lat, mama zabrała ją na badania, myśląc, że ma alergie na mleko etc. Jednak odstawienie potencjalnych, szkodliwych produktów spożywczych nie pomogło. Dziewczynka do dzisiaj ma takie polika, bo nikt nie pomyślał, że to od kolczyków. Skąd jestem pewna? Testy alergologiczne niczego nie wykazały, kolczyki nosi odkąd miała przebijane uszy, czyli już kilka lat.
Podsumowując - jestem świadoma tego co niesie ze sobą, przebijanie uszu u małych dzieci. Nie uważam tego, za must have, a raczej zachcianke mamusi. Nie chcę nikogo urazić, choć to temat burzliwy. Ale jeżeli jesteś ze mną dłużej, wiesz, że piszę to co myślę, z własnego poglądu na macierzyństwo, z lekkim pryzmatem miłości, bo wszystko przed czym chronie swoje dzieci jest z rozsądku i miłości. Kieruje się wyłącznie ich dobrem, nie swoim. Dlatego, będę twardo stać przy tym, że przebijanie uszu, tym bardziej niemowlakom jest rzeczą złą, niewłaściwą. Możecie się na mnie fochać, nie rozmawiać ze mną, lub przestać lubić. Nie będę wciskać kitów. Ten blog pisany jest właśnie po to, abym mogła wyrazić swoje "inne" zdanie, na wiele tematów w macierzyństwie, bo ja obserwuje, wyciągam wnioski i z dnia na dzień, staje się lepszą mamą, uczę się nie tylko na swoich, ale i cudzych błędach.
źródło zdjęcia otwierającego post - osesek.pl
_______________________________
Podoba Ci się wpis? Poprawił humor, a może rozbawił? Zdenerwował? - niemożliwe! W każdym razie, polub wpis, podziel się z innymi jego treścią. I zalajkuj mój fanpage na fejsie! Dziękować Ci dobry człowieku :)
Przed każdym świętami ogarnia nas szał świąteczny. Zakupy różnego rodzaju, jedzenie, prezenty, ozdoby. Sprzątamy zakamarki mieszkań. Odwiedzamy rodziny, znajomych. I zamiast dać na luz, tak jak obiecujemy sobie co roku, dokładamy sobie więcej zajęć, więcej potraw. Bierzemy na barki więcej niż jesteśmy wstanie zrobić. A dni świąteczne mijają jeden po drugim, jak z bicza strzelił. Czujemy się wypompowane.
Dałam na luz
Może tak nie do końca, bo w wielki czwartek malowałam kuchnie, jakoś wielce dużo do malowania nie miałam, bo większą część zrobiłam przed świętami Bożego Narodzenia. Ale skakałam po meblach, wyginałam się i zakwasy wczoraj mi wyszły.
No cóż, robota w domu sama się nie zrobi, ale dałam na luz. Miałam takiego lenia, że w wielki piątek poszłam tylko po zakupy. Odwiedziłam centrum handlowe, z nadzieją kupienia sobie coś nowego do ubrania, bo w lany poniedziałek jedziemy do rodziny i chce dobrze się czuć, dobrze wyglądać. Choć robota nie paliła mi się w rękach, zrobiłam tylko to co musiałam. Wiecie, normalne porządki. Ogarnięcie łazienki, kurze i podłogi. No, jeszcze pranie wszystkie zrobiłam, a w sumie to pralka. Ja ograniczyłam się do powieszenia, gdzie córka mi dzielnie pomagała :)
Owszem gotowała moja mama, za co jej dziękuję. Choć ugotowała tylko żurek i zrobiła sałatkę. Ja za to miałam urwanie głowy z dziećmi. Maja jest w okresie buntu. Jest ciężko, ale trzymam rękę na pulsie. Przejdziemy przez to bez rozpieszczania :). Wracając do gotowania, robimy tylko to co będziemy jeść i na co mamy ochotę. Wszystko na luzie.
Dosyć o mnie, teraz trochę o social mediach
Szaleństwo panuje nie tylko w sklepach i w domach, ale też w sieci. Setki zdjęć z życzeniami, z prezentami, koszyczkiem do święconki itp. Okres świąt na facebook'u jest nudny i wkurzający. Ile możemy oglądać te zachwyty nad prezentami? Posty o tym co się od kogo dostało, gdzie było i z kim było. Od razu widać kto żyje światem wirtualnym, zamiast skupić się na tym realnym.
Dlatego my...
... Wielkanoc spędzamy w domu. Na luzie. Marzy mi się fajny, rodzinny film. Czas z rodziną bez telefonu, bez Facebooka. Naładowanie akumulatorów, rozkoszowanie się jedzeniem. Totalna laba, by w poniedziałek z uśmiechem i radością odwiedzić rodzinę. Bo święta to czas, kiedy znajdujemy chwilę by odwiedzić najbliższych czy znajomych.
Dłużej nie będę Was męczyć.
Na koniec chce życzyć Wam, spokojnych, radosnych świąt Wielkanocnych, na luzie ;) Mama Dwójki z rodziną :)
____________________________________________
Podoba Ci się wpis? Poprawił humor, a może rozbawił? Zdenerwował? - niemożliwe! W każdym razie, polub wpis, podziel się z innymi jego treścią. I zalajkuj mój fanpage na fejsie! Dziękować Ci dobry człowieku :) To co dzisiaj napisze, wielu z pewnością się nie spodoba. Dlatego, że niemal prawie 80% rodziców, szczególnie tych pierworodnych popełnia te błędy i nie widzi w nich nic złego, choć skutki wyjdą dopiero po czasie. Jeżeli jesteś ze mną od jakiegoś czasu, to wiesz, że nie owijam w bawełnę i nie dmucham na swoje dzieci. Jako pierworódka też popełniłam, nie które z tych błędów. Ale gdy tylko doszło do mnie, że źle robię, przestałam. I przy drugim dziecku tego nie robiłam.
Dzisiaj we wpisie znajdziecie odpowiedzi specjalisty. Ale wpierw kilka słów o Pani Monice.
mgr Monika Młoda – Terapeuta NDT-Bobath
Jest absolwentką studiów magisterskich Akademii Wychowania Fizycznego w Poznaniu. Od kilku lat zajmuje się rozwojem oraz rehabilitacją noworodków, niemowląt i dzieci. Oprócz rehabilitacji dzieci zajmuje się również integracją sensoryczną.
Stronę, którą prowadzi Pani Monika na facebook’u BabyFizjo zaczęłam obserwować jakiś czas temu. Można znaleźć tam, informacje o rozwoju dziecku, czego nie powinno się robić i jak to wpływa na rozwój malucha. Bardzo wiele pożytecznych informacji! Babyfizjo ma także swoją osobistą stronę internetową (link) na której możecie dowiedzieć się czym dokładnie zajmuje się Pani Monika, jak pomaga dzieciom i ich rodzicom. A także więcej informacji o niej samej. Wypowiedzi Pani Moniki będą zawarte jako cytat.
Na początek od Pani Moniki:
"Z punktu widzenia fizjoterapeuty najważniejszy jest rozwój ruchowy dziecka. Dla niektórych to co teraz napisze może być zaskoczeniem, a dla niektórych oczywistością. Mam namyśli, że rozwój mowy, intelektualny zawsze idzie w parze z rozwojem ruchowym. Nie może następować rozwój ruchowy bez rozwoju intelektualnego i odwrotnie.
W każdym domu niezbędna jest przestrzeń dla dziecka. Dlatego każde dziecko powinno mieć matę, dywan albo puzzle piankowe na których będzie mogło uczyć się nowych umiejętności. Zabawy podłogowe to prosta i najlepsza stymulacja rozwojowa dla dziecka i jednocześnie fajna aktywność ruchowa – również dla rodziców."
5 błędów, które popełniasz w opiece nad swoim dzieckiem:
1. Sadzasz dziecko, które jeszcze samo nie siedzi.
Widok dwumiesięczniaka czy trzymiesięcznego dziecka podpartego poduszkami, w krzesełku lub huśtawce, jest porażający. Dziecko samo wie kiedy jest wstanie, usiąść samodzielnie. Do tego wyczynu musi się wpierw przygotować. Wzmocnić swoje mięśnie, które trenuje gdy leży na brzuszku. I tylko ta pozycja jest właściwa przez pierwsze miesiące, poza leżeniem plackiem.
"Kiedy dziecko usiądzie samodzielnie ? Te pytanie nurtuje większość rodziców. Wiadomo, że każde dziecko jest inne i podchodzimy do każdego dziecka indywidualnie. Jeżeli dziecko będzie gotowe to samo usiądzie. Najczęściej z pozycji czworaczej albo z pozycji amfibii. Dlatego Wasze dziecko będzie siadać wtedy kiedy osiągnie najpierw te umiejętności. Zazwyczaj średnio dzieje się to około 8 miesiąca życia.
Zapamiętajcie….Po pierwsze - nie podpieramy dziecka poduszkami, żeby siedziało. Po drugie, nie wolno trzymając dziecko za rączki ciągnąć je do pozycji siedzącej. I po trzecie, nie sadzamy dziecka na swoich kolanach opierając jego plecy o swój brzuch i w krzesełkach. Wszystkie te przykłady to siad bierny na który dziecko nie jest jeszcze gotowe. Rodzice często tłumaczą sadzanie dziecka na nogach tym, że ono to lubi bo się uspokaja i obserwuje otoczenie. Tak, to prawda dziecko uwielbia pozycje wyższe i pozycja siedząca jest dla niego bardzo atrakcyjna, ale możemy wyrządzić mu wiele szkody jeżeli będziemy sadzać je za wcześnie, ponieważ jego układ mięśniowo-kostno-stawowy nie będzie gotowy."
2. Przyspieszasz naukę chodzenia.
Czy za ręce czy w chodziku. Mylną opinią jest fakt, że nie każde dziecko musi raczkować. Jest to etap rozwoju, który przygotowuje dziecko do samodzielnej nauki chodzenia. Wzmacnia mięśnie pleców oraz nóg na których twoje dziecko później stanie. Wcześniejsze wymuszenie chodu na dziecku, powoduje pominięcie czworakowania lub znacznie je opóźnia."Dziecko najpierw wstaje w łóżeczku albo przy meblach, potem chodzi przy nich bokiem, czasami chodzi i trzyma się jedną ręką następnie puszcza się i stoi w miejscu, a na koniec robi samodzielnie pierwsze kroki. Okres między momentem kiedy dziecko spionizuje się a chwilą kiedy zacznie w pełni samodzielnie chodzić jest na ogół spory. Oczekuje się, że do 18 miesiąca życia każde dziecko powinno zacząć samodzielnie chodzić. "
3. Zbyt często korzystasz z leżaczka.
Jest to gadżet, który ma matkom pomóc. Jak wszystkie inne, ale także szkodzi. Dziecko w nim przyjmuje złą pozycje. Kręgosłup zamiast być w prawidłowym ułożeniu jest wygięty w łuk. Co powoduje zaokrąglone plecy u malucha. Dlatego w żadnym wypadku nie wolno zostawiać dziecka w leżaku podczas snu. Jeżeli musisz z niego korzystać, to korzystaj, ale z głową. Tym bardziej, że maluch który nie siedzi, nie potrzebuje siedzieć, by się czymś zainteresować. Lepszą opcją jest, aby leżał we wózku na płasko, gdy ty jesteś zajęta. Tym sposobem, maluch nie będzie zmęczony pozycją pionową i ograniczeniem ruchu.4. Zakładasz buty na wyjście a także w domu.
Wybacz moją szczerość, ale dwumiesięczne niemowlę nie potrzebuje butów! Do momentu, aż nie zacznie samodzielne chodzić, są zbędne. Hamują naturalny rozwój stopy i jej swobodny ruch."Większość rodziców śpieszy się do zakupu butów jeżeli dziecko podejmuje pierwsze próby wstawania w łóżeczku. A to jest jeszcze daleka droga do wizyty w sklepach z butami dla dzieci.
To teraz kiedy kupić buty ? Buty kupujemy wtedy, kiedy zamierzamy z dzieckiem wyjść na pierwszy samodzielny spacer. Nie ma sensu kupowanie butów dziecku, które na spacerze siedzi tylko w wózku, ponieważ buty nie są tanie, a dziecku bardzo szybko rośnie stopa. Takie zakładanie butów dziecku niczemu nie służy, a nawet nie jest wskazane. W większym stopniu jest to kwestia wizualna rodzica - dziecko ładnie ubrane od stóp do głów wydaje się większe i „doroślejsze”.
Dziecko w domu musi najczęściej przebywać boso albo w skarpetkach antypoślizgowych. Wtedy jego stopa pracuje aktywnie i ma szansę się wzmocnić i przygotować do chodzenia. A co z dziećmi, które za wcześnie zaczęły wstawać albo nie przygotowały sobie stóp do przeniesienia ciężaru ciała na stopy i mocno je koślawią ? Wtedy tym bardziej nie zakładamy butów ? To, że stopa wtedy będzie ładnie wyglądać nie spowoduje, że mięśnie zaczną lepiej pracować albo, że stopa w butach pracuje i będzie prawidłowo się układać. W takiej sytuacji musimy tym bardziej dać dziecku czas, które jak najwięcej powinno doświadczać różnorakiego podłoża bez butów. Tylko wtedy damy możliwość stopie wypracowania mechanizmów i wzmocnienia."
5. Zimny chów – znasz to określenie?
Nie noś, bo przyzwyczaisz. Zostaw niech się wypłacze. Słyszałaś to? Dzieci potrzebują bliskości rodzica. Nie tylko wtedy gdy płaczą, mają się źle czy są chore. Ząbkują, mają kolki. Potrzebują naszego ciepła zawsze, nawet gdy się złoszczą, źle zachowują czy mają atak histerii. Poprzez czułość dajemy im poczucie bezpieczeństwa. Wiedzą, że mogą na nas polegać, że kochamy je pomimo tego jakie są. Dobre słowo czyni więcej niż Ci się wydaje.Mam nadzieję, że dzisiaj rozwiałam Ci pewne wątpliwości czy też nieco zmieniłam wspólnie z Panią Moniką, pogląd na ważne aspekty bezpiecznego rozwoju Twojego malucha.
_____________________________________
Podoba Ci się wpis? Poprawił humor, a może rozbawił? Zdenerwował? - niemożliwe! W każdym razie, polub wpis, podziel się z innymi jego treścią. I zalajkuj mój fanpage na fejsie! Dziękować Ci dobry człowieku :) Ostatni wpis o rozszerzeniu diety, który przeczytasz TUTAJ, wspominał o kaszy jaglanej. Dzisiaj przedstawię Ci prosty przepis na placki z kaszą jaglaną. Wiek dzieci 9+ miesięcy.
Składniki:
- Kasza jaglana
- Jajko
- Mąka pszenna
- Mleko
- Starte jabłko lub ugotowane warzywa dynia, cukinia, marchew
Kasze jaglaną gotujemy, ilość według uznania, ja zawsze robię na oko. Średnio kasze gotuje się 15 min. Ja Pod koniec dodaje jeszcze łyżeczkę osełki. Jeżeli jest to wersja także dla dzieci lub tylko dla dzieci nie solimy. Gdy kasza się ugotuje, odstawiamy do ostygnięcia. Następnie zabieramy się za ciasto, jak mogłaś się domyśleć jest to ciasto na naleśniki, jedni dodają do niego także wody, ja pomijam ten krok, dlatego, że tyle wersji na ciasto naleśnikowe przerobiłam, że trzymam się swojego. Do miski wlewamy mleko, jego ilość zależy od tego ile chcesz uzyskać ciasta. Następnie jajko i mąkę. Mieszamy do jednolitej konsystencji. Dodajemy kasze jaglaną, gdy ostygnie. Możemy wszystko zblendować, ale nie trzeba. Na koniec dodajemy dodatek w postaci startego jabłka lub wcześniej ugotowanych wspomnianych warzyw. Oczywiście można pominąć dodatki, wszystko według uznania :). Smarujemy patelnię odrobiną oliwy, smażymy do zarumienienia.
Smacznego!
___________________________________________________________
Podoba Ci się wpis? Poprawił humor, a może rozbawił? Zdenerwował? - niemożliwe! W każdym razie, polub wpis, podziel się z innymi jego treścią. I zalajkuj mój fanpage na fejsie! Dziękować Ci dobry człowieku :)
"W dzisiejszych czasach żywność nas zabija" - tak usłyszałam z odbiornika telewizyjnego dzisiejszego ranka. Od razu do głowy przyszło mi to, jak nie zwraca się uwagi na dietę naszych dzieci. Gdy nasze niemowlę wkracza w magiczny czas rozszerzania diety, niemal 80% matek sięga bo schematy otrzymane od pediatry lub te które znajdzie w internecie, dokładnie kreując dietę dla swojego dziecka. Inne natomiast lecą z czym popadnie, nie czytając składu, tylko jak twierdzą "ja jem i mi nic nie jest, więc dziecku też nie zaszkodzi". Zapominając o tym, że gdy dziecko przychodzi na świat jego żołądek jest wielkości, jego zaciśniętej piąstki, dlatego też dzieci jadają tak często w małych ilościach. Ale i tu jak chodzi nawet o samo mleko, robią eksperymenty i poszerzają żołądek swojego dziecka. Bo w ich rozumowaniu, dziecko płacze to jest głodne.
Gdy byłam w ciąży z Juniorem wiedziałam, że będzie jadł zdrowo. Moje założenie było takie, aby do ukończenia trzeciego roku życia nie znał smaku słodyczy, soli i przypraw. Robiłam wielką wojnę w rodzinę gdy chcieli podać mu ciasteczko, którego moje dziecko nigdy nie miało w ustach. Trzymałam się swoich zasad, dopóki życie ich nie zweryfikowało. Popełniłam jedyny błąd, który popełniają rodzice w znacznej części, ale o tym będzie w dalszym tekście.
Gotuj sama, nie kupuj gotowca
Nie przekona mnie twierdzenie, że wolisz podać słoiczek na pierwsze rozszerzanie diety, niż gotować małą ilość, bo nawet tak się nie da. Lepiej i zdrowiej oraz bardziej świadomie jest kupić warzywa u znanego sprzedawcy czy z wiarygodnego źródła, a nawet z własnej ogrodowej uprawy niż podać gotowy produkt ze słoika. One mają atesty, ale nie możesz być pewna co w nich tak naprawdę się znajduje, ale jak czytasz skład to pewnie wiesz, że niektóre nawet posiadają mleko czy śmietanę. Gotować możesz na parze większą ilość, a resztę zamrozić na porcje. Ja tak robiłam przy moich dzieciach. Miałam zawsze dla nich obiadek gotowy, dostosowany do ich wieku i potrzeb. Nie dodawałam soli i Tobie tego nie polecam, bo dziecko jej nie potrzebuje do smaku, tak samo jak innych przypraw. Jedynie dodawałam koperek.
Zdrowie na talerzu - ważne składniki diety
Nie muszę chyba wyjaśniać dosadnie, że są to warzywa i owoce. Ale mówiąc o warzywach warto wymienić te, które są często pomijane, a mają duże wartości odżywcze.
Dynia zwyczajna - ponoć jest lepszą opcją od której rozpoczyna się rozszerzanie diety niemowlaka, porównując z marchewką. Ma w swoim składzie takie witaminy jak: A, B1, B2, B6, C, E, K, niacyne, kwas foliowy i kwas pantotenowy. Zawiera błonnik, który wspomaga trawienie, oraz liczne pierwiastki.
Cukinia - inaczej kabaczek, to odmiana dyni zwyczajnej. Bardzo dobrze tolerowana jest przez osoby z wrażliwym układem pokarmowym, dlatego też jest właściwa dla niemowląt i dzieci. Bogata jest w cenne składniki mineralne takie jak, magnez, potas czy żelazo. Zawiera witaminy: A, B1, B3, C, K.
Natomiast jeśli chodzi o owoce, nie muszę wypisywać jak ważne są dla zdrowia człowieka, a tym bardziej dziecka. Wspomnę tylko, bo większość pewnie nie wie, że podając niemowlakowi jabłko, podczas rozszerzania diety, należy je wcześniej ugotować, oczywiście bez dodatku cukru. Dlatego, że zawiera mniej naturalnego kwasu, który może podrażnić żołądek dziecka i rozluźnić stolce. Natomiast banana nie podajemy gdy dziecko ma zaparcie oraz w dużych ilościach, bo banan ma właściwości zapierające.
Jajko - podczas rozszerzania diety, zaczynamy od żółtka, ugotowanego na twardo, podając co drugi dzień. Kiedy dziecko może dostać już całe jajo, warto pamiętać o tym, aby nadal znajdowało się w diecie dziecka. Ponieważ jajko jest bardzo pożywne. Zawiera m.in kwasy tłuszczowe omega-3.
Kasza jaglana - numer jeden ze wszystkich kasz. Jest cennym źródłem białka, witaminy E i witamin z grupy B, lecytyny, krzemu, magnezu, fosforu, potasu, żelaza i wapnia.
Ma delikatne działanie, dlatego można podać ją dziecku, już po 6 miesiącu życia. Posiada właściwości wspomagające organizm. Uważa się nawet, że jest dobrym lekarstwem przy przeziębieniach. Zmniejsza katar i kaszel oraz rozgrzewa organizm. Jaglanka wspomaga trawienie.
Kasza jaglana - numer jeden ze wszystkich kasz. Jest cennym źródłem białka, witaminy E i witamin z grupy B, lecytyny, krzemu, magnezu, fosforu, potasu, żelaza i wapnia.
Ma delikatne działanie, dlatego można podać ją dziecku, już po 6 miesiącu życia. Posiada właściwości wspomagające organizm. Uważa się nawet, że jest dobrym lekarstwem przy przeziębieniach. Zmniejsza katar i kaszel oraz rozgrzewa organizm. Jaglanka wspomaga trawienie.
Co do picia - co najlepiej podawać dziecku
Nie zdziwi Cię gdy powiem, że to woda? Ona najlepiej gasi pragnienie. Jest bez dodatku cukru, wzmacniaczy smaku i konserwantów. Jest podstawą żywieniową i nie zbędna do życia. Gdy na świat przychodzi dziecko, jest czyste jak łza. Nie zna żadnego innego smaku, poza smakiem mleka. Rozszerzając dietę, uczymy je poznawania i zapamiętywania smaku. Dlatego gdy podasz mu wodę, nie będzie czuło, że coś go omija. Ugasić pragnienie, napije się tyle ile potrzebuje. Natomiast podając sok, herbatkę itp. Poznaje słodki smak, w każdy razie smak, którego nie ma woda. Dlatego chętnie napije się soczku, który w składzie zawiera cukier, a ten powoduje rozdrażnienie, nadpobudliwość i nie zawsze gasi pragnienie a tylko je wzmaga. Bo sok czy herbatka smakuje i dziecko pije nie tyle co z pragnienia, ale dla smaku. A co za tym idzie? Pełen brzuszek, dziecko czuje się syte i obiadku nie chce. Piszę Ci to z własnego doświadczenia. To właśnie ten błąd o którym wcześniej wspomniałam. Podawałam Juniorowi herbatki, soczki, pomimo, że rozcieńczałam wodą, zbierałam tego konsekwencje. Gorzej sypiał, był wszędzie. Nie potrafił usiedzieć na miejscu. Widziałam, że jest bardziej żywy, rozpiera go energia. Potrafił cały dzień co chwila o coś płakać, bo nie umiał się wyciszyć. I wiesz co? Odstawiłam soki, herbaty, podałam wodę, czystą wodę. Moje dziecko się uspokoiło. Zrobiłam ten manewr dwa razy, bo nie chciało mi się wierzyć, tak jak Tobie, że ma to wpływ na zachowanie dziecka. Wiedziałam, że to błąd i córce od urodzenia podaję wodę. Jeżeli sok co zdarza się rzadko, zawsze dolewam wody.
___________________________
Podoba Ci się wpis? Poprawił humor, a może rozbawił? Zdenerwował? - niemożliwe! W każdym razie, polub wpis, podziel się z innymi jego treścią. I zalajkuj mój fanpage na fejsie! Dziękować Ci dobry człowieku :)Choć na dworze robi się już powoli prawdziwa wiosna, a pod koniec tygodnia temperatura maksymalna ma sięgać 20 stopni Celsjusza i nie będzie już tak czasu na siedzenie w domu i domowe zabawy. Ale dopiero parę dni temu, kupiłam dla dzieci właśnie ten piasek. Dlaczego tak późno? A to właśnie dlatego, że nie chciałam wydawać dużych pieniędzy, gdyby moje dzieci nie były nim zainteresowane. A uwierz mi, że ciężko je czasem zadowolić. Trafić w gust zabawkowy.
Będąc na zakupach w pepco, udało mi się dostać piasek kinetyczny za 29.99 zł. Głównie do zakupu skusił mnie fakt, że zabawa piaskiem kinetycznym wspiera rozwój motoryki małej. Z którą mój syn ma mały problem.
Piasek jak jego nazwa wskazuje "kinetyczny" lepi się do siebie bezproblemowo, łatwo zbiera czy sprząta. Nie wiem kto jest jego pomysłodawcą, ale należą mu się brawa!
Dzieci ku mojemu zdziwieniu, były zafascynowane. Junior nie bał się dusić go w dłoniach, ugniatać, budować, jak w przypadku ciastoliny, która u nas się nie sprawdziła do końca. Maja, która ma osiemnaście miesięcy, również bawiła się dobrze, choć nie długo. Ale to o co mi najbardziej chodziło w zabawie piaskiem kinetycznym, to rozwijanie motoryki małej, która u młodej rozwija się w dobrym kierunku. Piasek przeznaczony jest dla dzieci 3+, ale i tak nie zostawiam ich bez kontroli, bo przekonałam się, że dzieciom przychodzą do głowy rożne pomysły w rożnym wieku.
Piasek kinetyczny jest też fajną formą zabawy dla całej rodziny. Bo kto z nas rodziców kiedyś nie uwielbiał robić babek z piasku, zamków, mostów? No właśnie chyba każdy z nas czerpał z tego przyjemność i pobudzał fantazje. Teraz możecie w domowym zaciszu bawić się razem z dziećmi. Przyznam, że jak usiądę z dzieciakami, to siedzę i siedzę, tak mnie uspokaja i wycisza wzajemne budowanie.
Żałuje tylko, że nie mam zdjęcia opakowania, bo w pepco dostępne są dwa rodzaje. Dwu kolorowy z foremkami, który posiadamy my i kolor neutralny piasku bez żadnych dodatków w postaci foremek. A jego cena wynosi 19.99 zł.
____________________________________________